Miś został uszyty na prezent dla mojego chłopaka. Jego miś zginął wiele lat temu w tragicznej katastrofie atmosferycznej w szopie, kiedy to podczas pewnego ulewnego deszczu przeciekł dach i zamókł karton, w którym znajdował się miś. I delikatnie mówiąc "zajęła się nim przyroda". Niestety nie dało się go uratować. Wiem tylko, że był bordowy. Pomyślałam sobie, że ukochany miś z dzieciństwa musi mieć swojego małego następcę, który będzie o nim przypominał i "przedłuży ciągłość jego rodu" ;) Siedzi sobie teraz na lodówce i zagląda, co się wokół niego dzieje. A tam moja przeprowadzko-wprowadzka, rewolucje w szafach i... inne fajne rzeczy;)
Nie jest prezentem dla dziecka, dlatego wyjątkowo może mieć oczy z koralików, a nie wyszywane i zawiązałam mu na szyi prezentową kokardkę. Dziecko mogłoby ją "rozmemlać" i zacząć się dławić, a dorosły nie ma zamiaru jej "memlać", więc miś może ją zachować.