W końcu udało mi się uszyć owieczkę na candy, o którym myślałam od baardzo dawna... Pewnie myślicie, że jestem mega chytrus i niczym się nie dzielę. Ja się chętnie dzielę, tylko nie miałam czym:) Jakoś tak do tej pory wychodziło, że ciągle coś krzyżowało mi plany i owieczka nie mogła powstać. Ale w końcu jest - świeżutka, pachnąca owieczka-przytuleczka. Bardzo się cieszę, że udało się dobrnąć do końca, bo jak się za nią zabierałam, to od początku wiedziałam, że będzie na candy i oczywiście tak się starałam, że jak na złość ciągle coś się nie udawało. Stwierdzam, że nie wyszła idealna, chyba trochę krzywo przyszyłam łapki, ale już nie miałam siły ich pruć. Jeśli mimo to komuś się spodoba, to bardzo gorąco zapraszam do zabawy!
Wystarczy tradycyjnie dołączyć do obserwujących, zamieścić podlinkowany banerek u siebie na blogu i w komentarzach podać adres mailowy i nazwę bloga. A tu zdjęcia maleństwa:
Życzę Wam miłego wieczoru! :)