Nie mam maszyny, nie mogę szyć, więc napiszę o sprawach bieżących, co by poprawić sobie nastrój i do końca się nie załamać. Powiem tylko, że sama świadomość tego, że nie mogę usiąść do maszyny sprawia, że czuję się naprawdę źle. I tak nie miałabym czasu na szycie, ale jak wiem, że ona tam czeka zwarta i gotowa i w każdej chwili mogłabym ruszyć do pracy, to normalnie mam więcej sił i motywacji do wykonywania domowych obowiązków w jak najkrótszym czasie. Jakoś mi się tak bardziej wszystko chce. A teraz jestem jak flak, normalnie jak wracam z pracy, to nic mi nie idzie.
Napiszę więc o pewnej zabawnej sytuacji z osiedlowego sklepiku przy moim bloku, bo jak o niej myślę, to mi się buzia sama uśmiecha:)
Ostatnio wybrałam się do sklepiku po chleb, wyjątkowo miękki, bo jestem w trakcie leczenia zęba, który notorycznie pęka w pionie i trzeba te części usuwać i uważać, żeby coś jeszcze z niego zostało. Stoję więc i wybieram, oglądam, macam, zastanawiam się, czy przy przeżuwaniu będzie miękki, czy gumowaty i czy mój biedny ząb go zaakceptuje. W końcu biorę "na maślance, krojony", bo wydaje się najbardziej godny zaufania i idę do kasy. Nagle słyszę jednak za mną, że ktoś woła:
- Proszę pani, proszę pani!
Oglądam się na wszelki wypadek, bo kto wie, może chodzić o mnie. I co widzę? Stoją dwa krasnale - brat może 4-letni i siostra może 2-letnia i trzymają się za ręce. Siostra trzyma w drugiej ręce jednorazówkę, w której coś już jest i która sięga prawie do ziemi, a brat wyciąga do mnie małą rączkę, w której trzyma monetę i mi ją pokazuje. Moja pierwsza myśl - "Cygany. Pewnie chcą pieniądze na jedzenie." Ale nie. Chłopiec z ogromnym przejęciem i poczuciem misji do spełnienia pyta mnie:
- Proszę pani, a pomoże nam pani wybrać chleb?
Ja na to:
- Jak to... Chleb? No tak, tak, oczywiście, bardzo chętnie.
I jest mi strasznie głupio i wstyd, bo już ich wzięłam za Cyganów. A oni wcale nawet niepodobni byli, właściwie zupełnie niecygańscy. I idziemy do stoiska z chlebem. Dopiero teraz zauważam, że na poziomie wzroku chłopca (wyższego i tak od siostry) widać tylko bułki i rogale. Chleb jest dużo wyżej, nad jego głową. I chłopiec mówi z wielkim przejęciem:
- Yyyyy, taki świeży, yyyyyy krojony i nie za bardzo spieczony.
Kurczę, myślę sobie, to ja już wolę wybierać miękki na połamanego zęba, niż doradzać komuś " taki świeży, krojony i nie za bardzo spieczony". Bo wiadomo, na punkcie chleba niektórzy ludzie mają fioła i wybierają, przebierają, bo im odcień nie pasuje albo znajdują jakieś dziwne rzeczy, na które normalnie nie zwraca się uwagi. A ten pęknięty, a ten za bardzo chrupiący będzie, a ten jakiś taki biały i pewnie surowy w środku. Więc udzieliło mi się przejęcie chłopca i przebieram w tych chlebach. No wybrałam w końcu, ale czy ja wiem, czy on taki świeży. Tam raczej średnio świeże są chleby, ale myślę sobie, jakby co, to i tak nie będzie wiadomo, kto doradzał. Najważniejsze, że nie będzie na dzieci, bo one zleciły zadanie pani w sklepie. Podaję chłopcu chleb i widzę na jego twarzy wyraźną ulgę. Ale nie odchodzą, więc pytam:
- Może pomóc Wam coś jeszcze wybrać?
A oni zgodnie kiwają głowami w lewo i prawo, że nie i nagle odzywa się dziewczynka, którą ledwo można zrozumieć (no co, mała jest jeszcze, ma czas, nauczy się mówić). I patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami:
- Nasi rodzice nas prosili, zebyśmy kupili tylko chleb.
I trzymając się za ręce odeszli do kasy. A ja się wzruszyłam, bo to było takie piękne, takie niewinne, taka piękna misja zakupu chleba. I tak stoję i myślę sobie "Ale człowiek głupi. Cygany... pieniądze na jedzenie... A oni tylko chcieli kupić świeży chleb. Dlaczego pierwsza myśl jest taka, że ktoś coś od nas chce i że zaraz nas pewnie napadnie albo pobije i okradnie? Straszne to jest. A historia w sklepie jest kolejną na moim koncie, w której dzieci pokazały mi, jaka jestem.
Cudowna historia. Czasami aż trudno uwierzyć, że można tak łatwo pomóc.
OdpowiedzUsuńkurcze, ja to bym pewnie na miejscu się rozkleiła widząc takie współpracujące maluchy, bo odkąd sama jestem mamusią to jakoś tysiąc razy szybciej się wzruszam:) super historia! Fajnie, że ją opowiedziałaś:))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobała ta historia. Teraz za każdym razem, kiedy idę do tego sklepu, od razu mi się ona przypomina:)
UsuńSpaczenie naszych czasów. Niby prosta, codzienna sytuacja. Taka jakich powinno byc mnóstwo wokół nas! A tu kurczę się człowiek łapie na głupich myslach...
OdpowiedzUsuńWażne, że pomogłaś a nie odwróciłaś się na pięcie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że chleb był świeży i że im smakował:)
UsuńRewelacyjna historia :). Ja mam tak samo. Niepewność i strach, że mnie ktoś wyroluje. A tu dzieci świeży chleb kupują. Niewinne. Niezwykłe.
OdpowiedzUsuńTaka zwyczajna ale urokliwa historia :) Bardzo podobają mi się zabawki, które tworzysz. Są przeurocze ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i dziękuję:)
UsuńDobrze, że jeszcze są tacy ludzie jak Ty, którzy zatrzymają się i pomogą pomimo obaw, nawet w takiej wydawałoby się błahej , a przecież niezwykle ważnej sprawie:)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że każdy by im pomógł, bo jak tu nie pomóc, skoro taka ważna misja do wykonania?:)
Usuń