11.07.2013

Myślę sobie, że wychowanie dziecka to cholernie trudne zadanie

Odkąd w mojej rodzinie pojawiły się dzieci (3 noworodki niemal w tym samym czasie) i odkąd obserwuję to, jak się z dnia na dzień zmieniają, rozwijają i jak na wszystko reagują, to coraz więcej myślę o tym, jak wielki wpływ na rozwój dziecka ma zachowanie ludzi, którzy się nim opiekują. I jak cholernie trudno jest przewidzieć to, jakie konsekwencje będzie miało to, co się robi, na przyszłość maleństwa. Bo wiadomo, każdy rodzic i wszystkie ciocie i babcie i wujki chcą dla dziecka tego, co najlepsze i "żeby mu było kiedyś w życiu dobrze", dlatego wszystko, co robią, zmierza właśnie w tym kierunku. Tylko ja się kurka zastanawiam, co zrobić, żeby się w tym wszystkim nie zatracić, nie pogubić i nie przepaść?

Przykładowo kupuję dla maluchów ubranka. Obmacam materiał ze wszystkich stron, czy miły w dotyku, sprawdzę, czy szwy nie szorstkie, czy metki nie ma z tyłu, co by gryzła, czy praktycznie się rozpina, zapina i na koniec pomyślę, czy sama bym dla mojego dziecka daną rzecz kupiła (gdybym je miała). I nie jestem jakąś wielką miłośniczką markowych ubrań, ale uważam, że często te markowe są dużo lepszej jakości, niż nołnejmowe i warto wybrać coś, co dłużej posłuży (dłużej w znaczeniu większej ilości dzieci, które będą do ubranka kolejno podrastać i wyrastać, bo jednemu, to posłuży tylko tyle, ile będzie na niego pasowało). Nie znaczy to jednak, że ciuszki nołnejmowe są nietrwałe. Czasami potrafią bardzo zaskoczyć swoją trwałością i jakością. Tylko jak przypomnę sobie, jakie prezenty kupowałam dla mojego chrześniaka, to dochodzę do wniosku, że wybierałam zawsze markowe zabawki (żeby dłużej posłużyły no i żeby nikt nie pomyślał, że człowiek dziecku żałuje) - edukacyjne fiszerprajsy albo pięknie, porządnie wydane książeczki, żeby się nie rozleciały. Totalna głupota - jakby to nie można było kupić czegoś prostego, taniego, np. drewnianego, z czego tak samo by się dziecko ucieszyło. I myślę, że rodzice dziecka też nie oczekiwali, że ja z tymi markowymi będę przylatywać, tylko człowiek tak sobie czasem coś ubzdura i jakoś tak działa według tego "a co ludzie powiedzą".

I dzisiaj trafiłam na artykuł, który mną trochę wstrząsnął, bo chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że takie (m.in. moje) zaślepione pragnienie dla dziecka tego, co najlepsze, może mieć dokładnie odwrotny skutek, którego myślę, żaden trzeźwo myślący człowiek by nie chciał. Tekst jest naprawdę dobry i skłania do myślenia. Kto wie, czy dziecko, które dostaje takie superaśne, porządne rzeczy nie jest przez nas do tego przyzwyczajane i nie będzie uznawało tego za standard, a dzieci, których nie będzie na podobne rzeczy stać, będą w jego oczach gorsze? Może tak naprawdę nieświadomie te dzieci krzywdzimy. Im więcej obserwuję, im więcej myślę i im więcej zwojów przepala się w mojej rozgrzanej głowie, tym bardziej jestem przekonana o tym, że wychowanie dziecka, to cholernie trudne zadanie. Bo czegokolwiek byś człowieku nie zrobił, to kształtujesz w pewien sposób rozwój swojego dziecka. I nie myślę tu raczej o fizycznym, tylko bardziej o emocjonalnym, psychicznym może nawet.

Pamiętam, jak będąc dzieckiem dostawaliśmy ubrania po dzieciach znajomej rodziców. Dzień, w którym przychodziła do nas z wielką wypchaną po brzegi ubraniami torbą był jak święto - święto narodowe. Siadaliśmy w kuchni na taboretach i oglądaliśmy z zapartym tchem, co pokolei wyciągała. I padały okrzyki zachwytu: "Och, jakie to piękne, to moje, to moje". I chociaż te ubrania nie były jakieś wyjątkowe (pasiaste piżamy pamiętam do dziś), to sam fakt, że człowiek coś dostawał i będzie miał coś nowego do ubrania sprawiał, że nie posiadaliśmy się ze szczęścia. A jeszcze większym świętem była wyprawa z mamą do miasta po nowe buty albo spodnie do szkoły. Serce tak biło z wrażenia, że się dostanie coś nowego, w czym nikt inny nigdy nie chodził, że z tych emocji na drugi dzień prawie nic się nie pamiętało. Taki dzień był jak święto międzynarodowe. I nie było wtedy mowy o markowych ciuchach, czy telefonach komórkowych, o komputerze nie wspomnę. Nikt z nas się też tego nie domagał. I może dlatego łatwiej jest teraz docenić to, co się ma. Jakoś tak się człowiek umie tym cieszyć. Pamiętam te czasy jak dziś i chciałabym, żeby dzieci przez moje prezenty nie wyrosły kiedyś na snobów.

Bardzo gorąco polecam Wam artykuł Pani Joanny Rokickiej, który pozwolę sobie zacytować:


"Snobizm po polsku

Kosztowne gadżety od najmłodszych lat, wyszukane markowe ubrania, nieustanne wyjazdy zagraniczne, oryginalne zainteresowania, tematyczne kinderbale - tak wygląda życie małego snoba w Polsce.
Snobizm opanował polskie szkoły. Przodują w nim szkoły prywatne - z wysokim czesnym, gdzie podstawowym kryterium doboru uczniów jest status majątkowy rodziców. Już 7-8 letnie maluchy, a nawet młodsze, doskonale znają się na tym, co warto mieć na sobie i czym się bawić.

Hobby z klasą

- Paradują w na pozór niedbałym stylu, za którym kryją się markowe ciuchy, drogie zabawki i efektowny styl życia - mówi 37-letni Marcin, tata Kacpra, dziewięciolatka z Warszawy, którego przedszkolni koledzy trafili do prywatnych placówek. Hobby musi być z klasą. Konie, narty, snowboard, golf dla najmłodszych - takie sporty wypada uprawiać dzieciom ze snobistycznych rodzin. Nie ogląda się telewizji, bo to zajęcie dla plebsu. Również impreza urodzinowa musi być tematyczna i z pomysłem - modne są urodziny sportowe, na przykład na korcie tenisowym, w klubie
fitness albo na prywatnym seansie filmowym w kinie 5D.

Nie była pani na Wyspach Kanaryjskich?

Najlepszy kolega Kacpra z przedszkola, 9-letni obecnie Bruno, nowy rok witał z rodzicami na Teneryfie, trzy tygodnie później był już na nartach we Włoszech. Zaplanowany już weekend majowy spędzi na Cyprze z rodzicami i ich znajomymi, oczywiście w grę wchodzi tylko pięciogwiazdkowy hotel, gdzie na rodziców i Bruna czekają owoce i świeże kwiaty a czasem napis na ekranie telewizora:"Welcome Mr and Mrs X". Niedługo potem będą wakacje - nie jakiś Egipt, Tunezja czy Grecja, ale Toskania.Willa wynajęta obowiązkowo na trzy tygodnie, bo na krócej się nie opłaca. W planach zwiedzanie okolicznych zameczków i próbowanie lokalnych potraw. Do końca roku Bruno z rodziną jeszcze około dwóch razy będzie za granicą.Taki styl życia prowadzi wiele dzieci w jego klasie w jednej ze stołecznych prywatnych podstawówek. Nic dziwnego, że w szkole Bruna dzieci nie mogły uwierzyć, że ich wychowawczyni nigdy nie była na Wyspach Kanaryjskich.
 
"Ale nie musi być z Zara Kids"?

31-letnia Marysia była niedawno z dziećmi na imprezie urodzinowej Klary, córeczki znajomych, w ich domu pod Warszawą. Wynajęci animatorzy prowadzili zabawę w stylu "Harry'ego Pottera". Jej mąż na stwierdzenie mamy dziecka przed imprezą, że córeczka chciałaby dostać ubrania, wypalił "Ale nie muszą być z Zara Kids?" - Było mi wstyd, że tak bezpardonowo wyraził nasz stosunek do marek, ale nie stać na nas na takie prezenty. Same dżinsy kosztują w tym sklepie ponad 100 zł a sandałki, o jakich marzy Klara aż 150 zł - żali się Marysia. Z drugiej strony wie, że znajomi nie ubierają dziecka w rzeczy z niższej półki. - Ostatnio mama Klary zachwycała się jak mięciutki jest dżins spodenek tej firmy. To jeszcze nic, bo inna para naszych znajomych ubrania dla swojej córeczki Oliwii sprowadza aż z USA. Muszą być marki mało znane w Polsce, a najlepiej tu niedostępne. - Teraz GAP odpadł, bo otworzył sklep w Warszawie - śmieje się Marysia.

Wskaźnik ilości iPhone'ów na rodzinę

W niektórych szkołach moda na kosztowne gadżety, które są obowiązkowe by nie wypaść z towarzyskiego obiegu, przerasta wyobrażenia nawet średnio zarabiających Polaków. Ośmiolatki ze snobistycznych środowisk poprzestają na konsoli PSP czy Xbox, ale dziesięciolatki celują już w iPada (kosztuje od. 2 tys. do ponad 3 tys. zł) ewentualnie zadowolą się iPhone'em - to wydatek. też ok. 2-3 tys. - Wskaźnikiem zamożności jest teraz liczba iPhone'ów przypadających na jedną rodzinę. W klasie Bruna bywa, że w czteroosobowej rodzinie każdy ma swoje własne urządzenie - opowiada Marcin, tata Kacpra. Jeśli gry, to konsola Kinect, która pozwala na uprawianie sportu równocześnie ze swoim awatarem, który pojawia się na ekranie albo taniec według kroków układów
prezentowanych przez modne gwiazdy.

Impreza dla dzieci, które mają schody

Brzmi absurdalnie? Nie, bo świadczy to o statusie materialnym rodziny. - Dzieci, które mają schody mieszkają w dwupoziomowych apartamentach albo własnych willach - tak wyjaśniła to mojej córce koleżanka-snobka, gdy obmyślała kryterium zaproszenia dzieci na urodzinowy kinderbal - mówi 43-letnia Iza, mama 7-letniej Sary, która też chodzi do niepublicznej szkoły. Jej zdaniem w snobizmie częściej celują dziewczynki. Czasem nie zgadzają się, by koleżanka miała modną torebkę, bo ona miała ją pierwsza a trzeba "mieć swój własny styl". - W klasie starszej córki Zuzanny była pogadanka na temat tego, by nie przywiązywać nadmiernej wagi do marek. Przyszła jedna z nauczycielek omawiać temat - ubrana od stóp do głów w rzeczy z logo Hilfigera - zżyma się Iza."
 
 
 
 
A Wy co o tym myślicie?
 

 

15 komentarzy:

  1. Bo to nie jest łatwe... Chce się jak najlepsze, rodzice sami się "popisują" jakie to cuda dzieci nie mają, nie noszą. I Ci biedniejsi mimo wszystko czują się gorsi, są wpędzani w kompleksy, które przelewają też na dzieciaki. Nawet na blogach się widzi zdjęcia dzieci i wypodpisywane marki jakie noszą. Zawsze byli bardziej i mniej zamożni. Ważne, by zachowac umiar i nie zrobic dziecku krzywdzącego prania mózgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jak słyszę, że buciki dziecka 200 zł kosztowały i za chwilę trzeba będzie drugie i co poradzić, dziecku trzeba kupić, to się wkurzam. Jak już ktoś chce tyle wydawać, to niech wydaje, ale niech nie obwieszcza tego całemu światu, żeby pokazać, jaki to on majętny. Kogo to obchodzi. Ważne, żeby dziecko miało buty, a to, czy są ze zwykłego sklepu, czy po kimś, czy markowe, to nie moja sprawa.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy artykuł, niestety takie czasy nastały, z czego nie jestem zadowolona. Ja moje dziewczyny uczę samodzielności zaradności współczucia i zawsze im powtarzam że trzeba być sobą nie jak małpka na bananowcu. Wychowanie dziecka-dzieci tak trudne zadanie, ja staram się sprostać. Jest granica posiadania, ubierania itd
    Jest nagroda ale jest i kara. Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że udaje Ci się zachować równowagę w wychowaniu. Myślę, że bardzo ważne jest to, żeby dziecko poznało cały wachlarz uczuć i zachowań i wiedziało co jest dobre, a co złe. Za co dostanie nagrodę, a co zostanie ukarane. Przynajmniej nie będzie ogłupione, jak będzie musiało sobie poradzić w różnych sytuacjach z ludźmi. Zawsze przerażają mnie rozpieszczone dzieci, którym wszystko wolno. Jak bawią się z normalnie wychowywanymi dziećmi, to dostają jakiegoś szoku, bo wszystko jest inaczej, niż w ich mniemaniu powinno. Nagle się okazuje, że są jakieś granice, że czegoś nie wolno albo że wypadałoby się czymś podzielić z koleżanką. Biedne dzieci i głupi rodzice, którzy pewnie nieświadomie je krzywdzą.

      Usuń
  3. Trudny temat. Niestety coraz bardziej powszechny i smutny.

    Też spotkałam sie z tym że w niezbyt bogatej rodzinie dzieci musiały mieć najnowszy telefon, bo w klasie koleżanki mają to oni też muszą. Nieważne że ich matka tyra dzień i noc na jedzenie. Inne smutne rzeczy to komunie. Kiedyś rowery i kasa, potem quady i kasa, teraz i-pady i ważne jest na ile osób miałaś/eś komunie i w jakiej restauracji?

    Można wychowywać dziecko od małego że kasa i drogie markowe rzeczy nie są ważne, ale potem pójdzie do szkoły i tam już dzieci wmówią naszym że są gorsze. Nic nie da że po nocach będziesz tłumaczyć i się troić aby było jak najlepiej a dziecko i tak będzie smutne.

    Nadzieją jest to że w nie każdej szkole są takie dzieci, albo, że naszemu dziecku bedzie to powiewać, ale szczerze...będzie mu i tak mega przykro, że jest wyrzutkiem i nie wiadomo co sobie ubzdura. Brat mojej przyjaciółki chodzi do przedszkola i zaczął walić się pięściami po głowie mówiąc że jest głupi. Wyszło w końcu że dzieci tak na niego mówią bo nie ma czegoś tam i sam się bił.

    Mam wielką nadzieję że dzieci wychowywane w normalnych rodzinach będą silne i nie dadzą sobie wmówić że są gorsze, a mam nadzieję, że właśnie będzie na odwrót, że te dzieci uwiązane drogimi rzeczami które w każdej bogatej rodzinie mogą mieć identyczne przedmioty będą sie wstydzić że są takimi klonami i-padami, a dzieci które mają indywidualne i niepowtarzalne rzeczy będą uważane za fajniejsze. Bo szczerze po co mieć podkoszulek z grafiką super marki za 50 zł, który mają wszyscy bogaci, jak można mieć niepowtarzalny ciuch z lumpa.

    U mnie w szkole z szacunkiem się podchodziło do osób które miały rewelacyjne ciuchy z lumpa i kto taniej kupił, wygrywał :) Same też sobie przerabiałyśmy ubrania i podziwiałysmy nawzajem kreacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne dziecko... Dobrze, że udało się dojść do tego, dlaczego bije się po głowie. Wiesz, ja też się nad tym zastanawiam, jak wychowywać dziecko, żeby czuło się wartościowe i było pewne siebie i żeby nikt nie był w stanie wmówić mu, że jest gorsze. Mam nadzieję, że mi się kiedyś uda:)

      Usuń
  4. trudna sprawa to wychowanie...ja jestem gdzieś na początku tej drogi, ale mam w planie wpoić mojemu B. że najważniejszy jest człowiek, a nie gadżet. Jednak zamierzam to wszystko zrobić z umiarem, tzn. uważam,że moje dzieciństwo bez tej całej elektroniki było super, ale też czasy były inne, bo nikt jej nie miał. Zatem nie zamierzam całkowicie go odcinać od wszystkiego. Mamy w domy xboxa, o którym długo myśleliśmy i uważam, że jeśli można sobie pozwolić, to czemu nie. Ale napewno nie jestem za kupowaniem czegoś na siłę, tylko dlatego, żeby "się pokazać". Trzeba gdzieś znaleźć złoty środek i mam nadzieję, że nam się to uda. Czas pokaże:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, umiar jest najważniejszy. Mam nadzieję, że uda Wam się znaleźć złoty środek. Trzymam kciuki za Władcę:)

      Usuń
  5. Ciężki temat i trudny do ogarnięcia w dzisiejszym świecie, na swoim przykładzie wiem, w domu się nie ,,przelewało'' i tak jak piszesz cieszylismy się z każdej rzeczy jaką sie dostało, a teraz syn przychodzi i mówi: .,,mamo, a chłopaki mają takie super buty F50, juz tylko ja nie mam i mówią, że bez nich gorzej gram w piłkę'' ręce opadają, buty ok 300 zł i jak wytłumaczyć ?, niby prosto i dorosły zrozumie, ale dzieici są okrutne... Staram się nie dać wciągnąć w ten durny bieg, i prześciganie co kto ma lepszego, ale nie zawsze się da ... Dzieci, które nie mają wszystkiego teraz może ,,cierpią'' jednak moim zdaniem w dorosłym życiu będą szczęśliwsze, dlaczego ? dlatego, że będą potrafiły docenić to co mają, dlatego, że będą potrafiły cieszyć się z drobiazgów, a to w życiu jest bardzo ważne, każdy mały sukces będzie radością, a snoby ??? a ze snobami będzie różnie, kto wie jak zycie się potoczy, może nadal będą bogaci i na skinienie palcem wszystko będzie ich, a może się okazać, że będą mogli tylko poogladać wystawy z markowymi rzeczami, a wtedy depresja gotowa ....... oj rozpisałam się ;))) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurka, 300zł za buty do gry w piłkę to rzeczywiście dużo... I jak wytłumaczyć dziecku, że w innych butach gra dokładnie tak samo. Kurczę, to naprawdę trudne, bo on chce być akceptowany, a żeby tak się stało, musi mieć to, czy tamto. To trochę jak w grze komputerowej - jak zbierzesz złote dukaty, to przechodzisz do wyższego poziomu. Bardzo to przykre. Ale bardzo bym chciała, żeby było tak, jak piszesz, że dzieci, które nie mają wszystkiego w dzieciństwie, kiedyś to docenią. U mnie to chyba zadziałało, bo dzięki temu potrafię się cieszyć z byle pierdoły i doceniam każdy gest. I myslę, że dzięki temu jestem szczęśliwa:) Poza tym, jak człowiek czegoś nie ma, będąc dzieckiem, to myślę, że szybciej się usamodzielnia, bo kombinuje, co zrobić, żeby to zdobyć, np. zarobić pieniądze i to kupić. Uczy się przedsiębiorczości. Jakby dostał podane na tacy, to by wziął i tyle. Nic by to w nim nie zmieniło. Oj, teraz to ja się rozpisałam;) Gorąco pozdrawiam!

      Usuń
  6. Niestety, teraz rodzice mają fioła na punkcie wychowywania swoich dzieci. Chcą za wszelką cenę nimi kierować i kreować ich tak, jak chcą oni, a niekoniecznie dzieci. NAJLEPSZA szkoła, NAJLEPSZE ubrania, NAJLEPSZE jedzenie, NAJLEPSZE wakacje, NAJLEPSZE dziecko. Prawdą jest, że tak naprawdę rodzice w pewnym wieku schodzą na dalszy plan, a ich miejsce zajmują rówieśnicy. Dzieje się tak, że dziecko szuka "równego sobie", kogoś z kim może się dogadać itd. i rodziców mogłoby nie być... Jednak jak rodzic pakuje wszystko co najlepsze w łapki dziecka, to później nasze dziecko, właśnie stara się być tacy, jak inni, którzy powinni być jemu równi, a oni są właśnie tacy NAJLEPSI.
    Bo ja nie mówię, że rodzice którzy są zamożni nie mają wydawać na swoje dziecko. Wręcz przeciwnie... po prostu wielu rodziców, robi to w zły sposób. Niech wyślą dziecko za granicę na wakacje - ok, ale na kurs językowy, niech kupią dziecku jakąś tam konsolę - ok, ale niech grają z dzieckiem w nią, robią rodzinne zawody, zapraszają kolegów... niech kupują mu drogie ubrania - ale niech nauczą dziecko nie przywiązywać wagi do marki, tylko do tego, że są zrobione z solidnego materiału bądź też z ekologicznych tkanin, niech rodzic kupuje dziecku najdroższe zabawki, ale edukacyjne, które coś wnoszą faktycznie... i przede wszystkim niech obserwuje swoje dziecko, niech podąża zgodnie z jego prawdziwymi zainteresowaniami i rozszerza jego wiedzę - po co 10 raz na Kretę, skoro dziecko interesuje się biegunem północnym, historią starożytną czy wschodnimi sztukami walki......
    Także, nie miej wyrzutów sumienia o te drogie zabawki, bo w gruncie rzeczy są one hmmm... drogie, ale tylko dlatego, że kolorowe i grające... chciałaś dobrze...:) I powiem Ci, że są one dobre, bo edukacyjne, ale moim zdaniem słabo dobrane wiekowo, bo większe zainteresowanie wykazują nimi starsze dzieci, bo wiedzą o co w nich chodzi i bawią się nimi z głupotki :) , niż te maluchy. Trzeba też znać się trochę na psychologii rozwojowej, wiedzieć co na danym etapie się mieści, na którym jest nasz bąbel, co on umie i co sprawi mu frajdę :) U dzieci, którymi się do tej pory opiekowałam, lepiej sprawdzały się piłki i jakieś robaczki drewniane na kiju, niż te garnuszki-na-klocuszki, a wynikało to z tego, że wtedy dzieci są bardzo aktywne fizycznie i takie siedzenie i wrzucanie klocka, zwyczajnie je nudziły :)

    Dzisiaj niestety nie wychowuje już nas podwórko i rówieśnicy, tylko rodzice. Bo każdy chce właśnie dla swojego dziecka najlepiej, niestety nie wiedząc o tym, że dziecku najbardziej potrzebna jest miłość. Ale nie taka, którą da się kupić, ale taka z serca. Wspólna zabawa, wygłupy, przytulanie i mówienie, że się kocha. Tego nikt ani nic nie zastąpi. Jeśli właśnie tak kocha się dziecko, to choćby ono taplało się w błocie na podwórku i chodziło na zmianę w jednym ubranku, będzie najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mądre słowa... Bardzo Ci dziękuję za tak długi i wyczerpujący komentarz. Bardzo mi pomogłaś i otworzyłaś oczy na to, że podchodzę do sprawy od niewłaściwej strony. Muszę koniecznie poczytać o rozwoju dziecka i o tym, co je najbardziej interesuje w danym wieku (miesiącu). Jesteś wielka! Gorąco pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Ja swojemu dziecku do tej pory wszystko co kupiłam, to używane. Nowe rzeczy dostaje tylko w prezentach. Ale zabawek-prezentów ma multum. Przeraża mnie dobrobyt, jaki mamy (to jest ten dobrobyt człowieka z gęsto obwieszonymi ścianami, którego stać na drobiazgi do powieszenia, ale na duże mieszkanie z dużą ilością ścian już nie:)) i mam nadzieję, że na dziecku się to nie odbije. Dla mnie spodnie dwa razy w roku to tez było wielkie przeżycie, a teraz kupuję sobie spodnie w lumpeksach i są lepsze niż niegdyś i mam ich dużo. A komórki nie miałam aż do późnego gimnazjum i też bardzo przez to cierpiałam, bo część klasy już miała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z wielką ciekawością przeczytałam artykuł, sama się do niego też ustosunkowałam. U mnie to pośrodku jest - Frania ubieram w lumpku, choć rzeczy które z założenia mają na nieco dłużej posłużyć, kupuję już normalnie w sklepie. Zabawki mały dostaje po rodzinie, choć ostatnio w ulubionym szmatusiu trafiłam na edukacyjnego fiszerprajsa, w świetnym stanie, i jak tu nie wziąć :) Franio pierwsze dziecko, wyczekane i ukochane, jak każdy rodzic chcę dla niego wszystkiego co najlepsze, ale staram się nie popadać w skrajności... czas pokaże czy mi się udało :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przy pierwszym dziecku miałam hopla, że musiałam mieć (jedną ) markową zabawkę dla córci. Jedną, bo to był prezent pod choinkę a na więcej takich ekstrawagancji nas nie było stać...I nadal ( już przy trójce) nas nie stać, ale teraz podchodzę do tego inaczej...
    Moje dzieci wiedzą, że jak potrzebują cokolwiek, to to dostaną o ile nas na to stać...I tu muszę Je pochwalić, bo są rozsądne i nie wymagają jakichś gwiazdek z nieba...
    Takie zachowania jak w tym artykule, że dzieci muszą mieć- być- wyjechać, to wydaje mi się, że to jest przede wszystkim wina rodziców, ponieważ nie uczą, że na wszystko trzeba zapracować tylko wychowują bezstresowo, niestety...A takie dziecko uczy się, że jest pępkiem świata, któremu wszystko wolno...
    Faktem jest też, że dla moich dzieci zrobiłabym wszystko, tym bardziej ze sama nie byłam wychowywana w luksusie i np. mój pierwszy magnetofon dostałam na 18tkę i to przechodzony z komisu! Dlatego chciałabym żeby moje dzieci miały lepiej niż ja, ale nie popadam w jakąś skrajność.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Miałam to napisać już dawno, bo czytałam już szybciej:) Tylko na komentowania wciąż brak czasu...

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze:)